Wczoraj portal POLITICO, chyba jako pierwszy napisał o akcji belgijskich prokuratorów, którzy w czwartek zatrzymali kilka osób w związku z podejrzeniem przekupstwa w Parlamencie Europejskim, rzekomo na rzecz właśnie Huawei.
W sumie wczoraj rano przeprowadzono rewizje w 21 lokalizacjach na terenie Belgii i Portugalii. Od tego czasu sędzia zażądał zapieczętowania biur dwóch asystentów parlamentarnych. Jeden podejrzany został również aresztowany we Francji. Prokuratorzy nie ujawnili jednak nazwisk zaangażowanych osób ani informacji, które mogłyby doprowadzić do ich identyfikacji. Podano jedynie, że osoby te zostały zatrzymane w celu przesłuchania w związku z ich domniemanym zaangażowaniem w korupcję w Parlamencie Europejskim, a także fałszerstwo i posługiwanie się fałszywymi dokumentami.
Sama firma Huawei poszła utartą już ścieżkę, podając w oświadczeniu, że poważnie traktuje zarzuty i pilnie skontaktuje się z władzami, aby w pełni zrozumieć sytuację. Za to belgijscy prokuratorzy są bardziej wylewni i potwierdzili, że domniemana korupcja miała miejsce „bardzo dyskretnie” od 2021 roku pod pozorem lobbingu handlowego i obejmowała płatności za zajmowanie stanowisk politycznych lub nadmierne prezenty, takie jak wydatki na jedzenie i podróże lub regularne zaproszenia na mecze piłki nożnej – korupcjogenność tej dyscypliny jest jak widać uniwersalna i wieloaspektowa.
Parlament Europejski potwierdził, że otrzymał wniosek od władz belgijskich o pomoc w dochodzeniu „i szybko, i w pełni się do niego zastosuje.”
To mniej więcej wszystko, co wiemy w tej sprawie na piątek rano 14 marca, ale nie zmienia to faktu, że jest ona ważna w szerszym kontekście relacji w trójkącie UE-USA-ChRL. Chyba każdy, kto ogarnia trochę bardziej sytuację międzynarodową, zdaje już sobie sprawę, że relacje transatlantyckie przeżywają poważny kryzys i jeżeli nawet nie dojdzie do rozwodu, to nie będzie też powrotu do tego, co było. Pierwsza prezydentura Trumpa mogła być traktowana, jako jednorazowe zakłócenie (glich) w działaniu systemu, ale druga jest dowodem na poważny usterkę systemową (system failure). Amerykanie stworzyli NATO, aby powstrzymać Sowietów, ale też aby mieć wpływ na Europę i powstrzymać ją (głownie Niemcy) przed staniem się konkurentem dla USA. Obecne pokolenie amerykańskich polityków zapomniało o tym i zapadło na cookism. Wydaje się, że wierzą, iż będą mogli zachować wpływ na Europę, bez ponoszenia kosztów. Tylko dlaczego Europa, która może bronić się sama, miałaby się wciąż słuchać Waszyngtonu?
Oczywiście, tylko rosyjska agentura lub kompletni idioci chcieliby, aby amerykanie zniknęli z Europy z dnia na dzień, ale jeżeli, a właściwie „kiedy,” to nastąpi to nie będzie koniec świata, jeśli będziemy na to przygotowani. Dla Europy może to być szansa. W międzyczasie czeka nas jednak delikatny akt balansowania, aby utrzymać obecność amerykańską na czas przejściowy, budowania własnych możliwości, ale również wypracowania własnej polityki wobec Chin. Nie po to w bólach Europa będzie się wyzwalać z bratniego uścisku Waszyngtonu, aby wpaść w żelazne imadło Pekinu. Z tej perspektywy akcja belgijskiej prokuratury – w sposób zmierzony lub nie – staje się elementem polityki powstrzymywania tych, którzy – czy to z naiwności, czy za bilety na mecze piłkarskie – będą sprzedawali zbliżenie z Chinami, jako alternatywę dla relacji z USA.
